Wywiad z Panem Dyrektorem Markiem Stępskim jest podróżą przez historię Pana Dyrektora oraz II Liceum. Opowieścią o dwóch podmiotach niewątpliwie żyjących w symbiozie.
Jest Pan Dyrektorem II Liceum od 27 lat. Objął więc Pan urząd w czasach postkomunistycznych. Czy losy Polski w tamtym okresie wpływały na życie szkoły?
Ciężko jest odpowiedzieć na to pytanie. Szkoła miała renomę i chyba ma ją nadal. Trudno z mojej perspektywy obiektywnie ocenić, ale na pewno otaczająca nas zmieniona rzeczywistość wpłynęła na losy liceum. Nie jesteśmy wyspą, która jest niedostępna dla otoczenia, dlatego wszystko ma wpływ na funkcjonowanie instytucji, ale na szczęście drastycznych zmian w szkole ta roszada polityczna nie przyniosła. Szkoła idzie swoim rytmem, staram się, żeby była szkołą apolityczną, mimo ze wiemy, że prezydentem jest Andrzej Duda – nasz wychowanek, mój uczeń. Na pewno podejrzewa się nas o pewną sympatię. My natomiast jej nie ukrywamy, jest ona sympatią do urzędu, ale przede wszystkim do człowieka. Staramy się być z dala od polityki, ale jej się uniknąć nie da. A czy coś się zmieniło? Zmieniła się szkoła. Przeszliśmy z okresu 4-letniego do 3-letniego. Teraz wracamy do tego pierwszego. Tych zakrętów oświatowych było wiele, ale na szczęście nie kręcimy się w kółko, wszystko idzie do przodu.
Przez bardzo długi czas, prawie trzech dekad, w życiu szkoły miało miejsce wiele różnych momentów. Mógłby Pan wskazać te dla Pana najważniejsze?
Co sensownego powinienem wybrać? (śmiech) Na pewno inwestycje, które były realizowane w szkole, czyli budowa hali sportowej i dodatkowych sal lekcyjnych, które pojawiły się przy okazji zaplecza sportowego i poprawiły komfort pracy szkolnej. Drugi ważny aspekt to fakt, że ciągle jesteśmy w czołówce, jeśli chodzi o poziom nauczania – w pierwszej trójce w Małopolsce i setce w Polsce. Złe jest to, że pracujemy w trudnych warunkach lokalowych. Pracujemy długo, w dużych klasach. Życzyłbym sobie, żeby te warunki się w przyszłości poprawiły. Możliwe, że stanie się to już w niedalekiej przyszłości. Chcielibyśmy zaadaptować strych i wtedy zyskamy 10 sal lekcyjnych, nie zwiększając ilości uczniów. Byłaby to szkoła moich marzeń, gdzie lekcje prowadzone byłyby na jedną zmianę, kończącą się o godz. 14-15. To potężna inwestycja, ale mamy sprzymierzeńców. Wszystko zależy od tego roku. To jest najważniejszy rok, nie tylko z powodu 135-lecia, nie tylko dlatego, że będziemy stawiać pomnik, że jest zjazd najlepszych szkół w Polsce. To tylko pretekst do tego, co może się wydarzyć w najbliższych latach. To aktualny cel, który zaczął się od marzeń, a teraz zaczął się urealniać. Nie mam pewności, że się go uda osiągnąć, ale mam nadzieję, że na tyle „narozrabiamy”, że w tej szkole pojawią się nowe elementy. Takim elementem jest – pewna na 90% – prawdziwa pracownia laboratorium 3D. W przyszłym tygodniu podpisujemy umowę z firmą Zortrax, która będzie naszym patronem w tym przedsięwzięciu. W pierwszym roku będą to zajęcia pozalekcyjne, natomiast w nowym liceum będzie to klasa, która będzie mogła działać na drukarkach 3D, czyli pracować, modelować itd. Chcemy iść dalej, jesteśmy już po wstępnych rozmowach z marszałkiem województwa małopolskiego, który bacznie nam się przygląda. Podobają mu się te inicjatywy politechnicznego kształcenia, przy zachowaniu idei liceum ogólnokształcącego. Gdyby udało się rozpocząć Fab Laby, czyli zajęcia dotyczące strony technicznej, to byłby to ewenement w skali kraju, a może nawet w Europie. Jeśli się nam to powiedzie, to będziemy taką szkołą, której w Polsce brakuje. Z jednej strony, kształcenie ogólne, które jest bardzo istotne, ważne i dobrze, jeśli jest na wysokim poziomie, a z drugiej strony współpraca z przedsiębiorstwami, z którymi chcemy podpisać umowę – m.in.. chemicznymi oraz z Zortraxem. Będziemy mogli „dotknąć” produkcji – zobaczyć, jak wygląda oraz mieć kontakt z tymi, którzy realizują to, czego się uczymy. Przewidujemy krótkie staże w warsztatach partnerów. Jak dotąd są to dwie firmy, nieco odległe, ponieważ jedna jest w Warszawie, a druga w Olsztynie, ale to nie stanowi problemu. Jedna z nich ma nawet korzenie austriackie i tam również warsztaty są możliwe, jesteśmy po wstępnych rozmowach. Ten rok, zwłaszcza kalendarzowy, może mieć ogromne znaczenie dla przyszłości szkoły, która może być trochę inna, ale ciągle będzie miała największą ilość kandydatów.
Niezwykle ambitne plany. Mówi Pan o nich z wyczuwalną pasją. Skąd w ogóle motywacja do tak długiej pracy na tym jednym stanowisku, jak to się stało, że nie wkradła się rutyna?
Ja jestem takim „niespokojnym duchem”. Nie potrafię usiąść i powiedzieć, że już wszystko zrobiłem, że już wystarczy i teraz poodpoczywam. Staram się łapać wszelkie pomysły innych ludzi, które mogą rozwinąć szkołę. Idea kształcenia pozalekcyjnego, politechnicznego narodziła się u pana Chwasta, pracownika działu informatyki. On rozpoczął projekt, ja go pociągnąłem dalej, włączyli się w to informatycy, pojechaliśmy do Olsztyna – zaraziliśmy tym w sumie obcych dla nas ludzi i tak to się zaczęło. Potem pojawił się Urząd Marszałkowski wraz z ludźmi, którzy też mają wizję. Ja tylko staram się stworzyć warunki, aby można było się rozwijać. Taki jestem, jeśli widzę coś, co ma sens i jest dobre dla uczniów, to staram się to wprowadzić. I to nie tylko w takich politechnicznych dziedzinach – sam jestem przecież humanistą – ale w każdych możliwych.
Obchody 135-lecia, jak już Pan Dyrektor wspomniał, są dla szkoły wyjątkowo istotne. Może Pan nieco przybliżyć nam wizję 10-12 września 2018 r.?
W organizację włączyli się zarówno historycy, jak i bibliotekarze. Jestem pełen podziwu, ponieważ odbędzie się konferencja nauczycieli bibliotekarzy. Biblioteka zmienia teraz swoje oblicze. To już przestało być miejsce służące tylko wypożyczaniu książek, teraz stało się czymś więcej. Odbędzie się również zjazd przedstawicieli Towarzystwa Szkół Twórczych oraz wspominane przeze mnie odsłonięcie pomnika. Niezwykle ważne dla nas jest też przygotowanie oferty edukacyjnej dla liceum czteroletniego. Pracuje nad tym powołany zespół. Chcemy wyjść z ofertą nietypową, eksperymentalną, ale nie szaloną. Taką, która zapewni jak najszerszy wybór licealiście, ale to piekielnie trudnie organizacyjnie. Jednak widzimy światełko w tunelu, które umożliwi uczniowi wybór i pozwoli, aby uczył się tego czego chce, a nie tego, czego musi.
Czy w obliczu tylu aktywności i planów Dyrektor prestiżowego liceum ma czas na zainteresowania? Jakie one są?
To prozaiczne sprawy. Z jednej strony to jest działka. Nie powiem, żebym kochał uprawę roli, ale pozwala mi to zmienić optykę patrzenia i pozwala się zmęczyć w inny sposób. A z innej dziedziny to oczywiście moimi zainteresowaniami są teatr i sport. Teraz Mistrzostwa Świata , na których zdarzają się mecze znakomite, ale też bardzo słabe jak np. mecz Brazylii, za to spotkanie Hiszpania – Portugalia już było wybitnym widowiskiem [tu rozmowa toczyła się o Sobieskiej Strefie Kibica w przyszłości, może Katar z Mistrzostwami w listopadzie? – przypis red.].
A jakie były Pana marzenia w dzieciństwie? Czy zawsze Pan przejawiał dążenia przywódcze/kierownicze, jak wyglądały Pana oceny ?
Nie, nie, tak nie było (śmiech). W szkole średniej marzyłem o szkole teatralnej. Dzięki dobrym wynikom w nauce miałem prawo wyboru dowolnej uczelni bez zdawania egzaminów wstępnych, ale z wyłączeniem uczelni artystycznych – tam musiałbym zdawać egzamin praktyczny. Ja się tego egzaminu wystraszyłem i wybrałem pedagogikę ogólną, do której później dołączyły elementy przysposobienia obronnego. Tak zostałem nauczycielem. Zdecydowałem się na to, ponieważ ten zawód mnie interesował. Nigdy nie myślałem o posadzie dyrektora, a zwłaszcza w II Liceum – nie miałem takich ambicji. Zostałem wybrany zastępcą dyrektora, pracowałem przez rok, potem odbył się konkurs, w którym mój poprzednik nie wystartował, wystartowałem ja i wygrałem. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że pierwsze 5 lat to stracone lata. Dopiero po tych 3-5 latach zacząłem sobie ustalać koncepcję pracy i tworzyć plany. Z halą sportową mocowałem się 15 lat. Oczywiście ostatnie 3 lata działania były najważniejsze, ale z samym projektem chodziłem przez 3 lata. Jednak warto pamiętać, że to nie jest sama hala, ale ma ona duże zaplecze. Inwestycja kosztowała 7,5 mln złotych, ale miasto nam bardzo pomogło. Bez tego by się nie udało. Mam nadzieję, że uda się również z adaptacją strychu, ale konieczna jest również nowa elewacja, już w wakacje zostaną wymienione okna.
Czy Dyrektorowi II Liceum zdarzyło się coś przeskrobać, kiedy był małym chłopcem?
Złotym chłopcem nie byłem, zawsze byłem duszą towarzystwa i to zostało mi do dzisiaj. Uprawiałem dużo sportu, m.in. grałem w piłkę nożną, chociaż może tego po mnie teraz nie widać, ale kiedyś tak było. Grałem w klubie do 4. roku studiów, potem kontuzja mnie wyeliminowała z gry. Oprócz tego działałem w kabarecie studenckim, jeszcze 2 lata po studiach. To mi dało obycie sceniczne, ułatwiające kontakt z publicznością i przemawianie na konferencjach. W związku z tym byłem „wesołkiem”, który rozrabiał jak każdy młody człowiek. Złotym dzieckiem nie byłem, ale byłem dobrym uczniem, pracę magisterską obroniłem na piątkę, najwyższą ocenę. W szkole pojawiłem się dopiero 2 lata po studiach, bo wcześniej nigdzie nie było miejsca. Potem przyszedłem na zastępstwo, po roku pracy w Krakowskim Zjednoczeniu Budownictwa i dziesięciomiesięcznej służbie wojskowej.
Zmieniłby Pan coś w swojej ścieżce kariery?
Nie wiem, czy w tym świecie artystycznym bym się odnalazł, ale chciałbym spróbować trochę bardziej niż spróbowałem. Chociaż nie było tego tak mało. Zaczynałem w tym samym czasie, co większość współczesnych artystów, jak Mieczysław Grąbka z Teatru Starego czy Marcin Daniec. Występowałam na jednej scenie z Koniem Polskim [kabaret satyryczno-polityczny– przypis red.] z Kaczmarkiem, Kaczmarskim. Jeśli chodzi o Festiwal Małych Form Teatralnych, to grywałem również mniejsze i większe role, szczególnie dumny jestem ze sztuki pt. „Ożenek” Gogola, wystawianej wspólnie z dwójką maturzystów. Krótki spektakl, ale bardzo żywiołowo zagrany. Przyniósł mi wiele satysfakcji i radości. To był jedyny taki przypadek, że wystąpiłem tylko z dwoma uczniami. Teraz, co jakiś czas pojawiam się na tej scenie, może za rok, na jubileuszowym FMFT, zaprezentuję coś specjalnego?
Kończąc już nasz wywiad, który mógłby być dopiero wstępem do historii współczesnej Sobieskiego i w którym na wiele rzeczy zabrakło czasu, chciałabym zadać pytanie, które męczy uczniów, nauczycieli i jest bardzo popularne w Internecie. Jak to jest, że tak rzadko możemy usłyszeć od Pana „dzień dobry” na korytarzu?
Nie wiem właśnie, jak to się dzieje! Ja się naprawdę staram. Jedno jest pewne – czasami jestem tak zamyślony i zakręcony, że nie widzę i nie słyszę i za to z góry przepraszam. Staram się zawsze odpowiadać, zwłaszcza że już nie pierwszy raz słyszę ten zarzut, więc próbuję się poprawiać i odpowiadać.
Z nadzieją na rozpoczęcie nowej ery w Sobieskim, z pracownią 3D, Fab Labami, zaadaptowanym strychem, jednozmianowym systemem i Panem Dyrektorem mówiącym zawsze „dzień dobry”, mam przyjemność podziękować Panu Markowi Stępskiemu za inspirujący wywiad i poświęcony czas, trzymając kciuki za powodzenie planów.
Redaktor: Anna Kulma
[18.06.2018]