Wiecie, co jest najlepsze na spędzenie chłodnego, zimowego wieczoru? Dla mnie to owinięcie się miękkim kocykiem, założenie puszystych skarpet i zajęcie wygodnej pozycji przed kominkiem. Niestety jednak nie można mieć wszystkiego – o ile kocyk i skarpetki chyba każdy ma, tak z kominkiem może być problem, zwłaszcza że w dzisiejszych czasach raczej nie jest on dobrym pomysłem, bo ma szkodliwy wpływ na środowisko. No i pomińmy już fakt, że w ostatnich latach te „chłodne, zimowe wieczory” bardziej przypominają wiosnę lub jesień (halo, gdzie ten śnieg?), więc w sumie obejdzie się nawet bez kocyka i skarpetek, bo wcale aż tak zimno nie jest. Ale kominek możemy sobie sprawić! I to całkiem ekologiczny, a w dodatku poręczny, lekki i niedrogi. Mam na myśli chimney cake, czyli dosłownie „ciasto kominowe”. Znany jest również jako kołacz, kurtosz albo trdelnik. Co to takiego ten chimney cake? Jest to ciasto drożdżowe uformowane w kształt komina, obsypywane cukrem, cynamonem czy kokosem lub też smarowane w środku różnymi kremami. Brzmi pysznie, prawda? Co więcej, możecie takie pyszności znaleźć w Krakowie, i to całkiem niedaleko naszej szkoły. Ja poznałam dwa takie miejsca: Chimney Cake Bakery na Basztowej oraz Lily&Rose przy Starowiślnej.
Ceny ciastek w obu miejscach są podobne, jednak w Chimney Cake Bakery jest o 2 – 3 złotych drożej. Za ciastko zapłacicie około mniej więcej 7 – 13 złotych, z tym, że wersje z kremem są droższe od tych bez nadzienia. Ja oczywiście kupowałam głównie wersje z kremem, bo wyglądały ciekawiej i smaczniej.
Zacznijmy od Lily&Rose. Tutaj jadłam kołacza z Nutellą i orzechami włoskimi, który jest naprawdę godny polecenia. Smaczny był również chimney z kajmakiem i migdałami, chociaż był trochę za słodki. Próbowałam także ciastka z Raffaello i mascarpone, ale było ono strasznie mdłe, mało kokosowe i zdecydowanie za suche, bo obsługa pożałowała mi serka. Nawet samo ciasto w Lily&Rose jest kiepskie – suche, twardawe i z podejrzanym posmakiem. Poza tym panie sprzedające ciastka wydawały mi się niemiłe i odnosiły się oschle do klientów.
Zupełnie inne jest podejście obsługi w Chimney Cake Bakery. Zawsze trafiałam tam na bardzo sympatycznych, uśmiechniętych i wesołych chłopaków (i przystojnych przy okazji, aż miło stać w kolejce!). Ciasto w tych kołaczach jest o wiele smaczniejsze niż na Starowiślnej – chrupiące, puszyste, leciutkie i słodkie. Według mnie najlepiej komponuje się z Nutellą i orzechami laskowymi oraz z białą czekoladą i pistacjami, ale równie smaczna jest wersja z Nutellą i kokosem albo białą czekoladą i kokosem. Godne polecenia są również warianty z kajmakiem i migdałami, chałwą, ciasteczkami korzennymi oraz masłem orzechowym. Kurtosze bez nadzienia też są smaczne, ale trochę mniej słodkie (choć dla niektórych może być to zaleta). Ciekawym pomysłem są też kołacze z lodami, lecz trzeba tu uważać przy jedzeniu, bo lody szybko się topią i łatwo się pobrudzić.
Chyba od razu widać, które miejsce jest według mnie lepsze. Jeśli macie ochotę na kołacze, to wybierzcie Chimney Cake Bakery. Obsługa jest znacznie milsza niż w Lily&Rose, a kurtosze mają lepsze ciasto i ciekawsze smaki. Gwarantuję, że taki słodki kominek umili Wam chłodne dni nawet lepiej niż prawdziwy komin. W końcu kołacze można zjeść, a komina nie. No i chimney zdecydowanie lepiej pachnie, a przy okazji nie emituje szkodliwych związków do atmosfery. Zrób więc coś dobrego dla środowiska i zjedz kołacza!
Skala Sobieskiego:
Chimney Cake Bakery: 6/6
Lily&Rose: 2/6